Trzy lata
ciężko pracowaliśmy na to co mamy teraz, czyli święty spokój. Jeśli można to
tak nazwać :-) „dorosłe” życie połączone z kończeniem
remontu boli.
Już nie ma powrotu do domu krzycząc u progu „ mamo co jest na
obiad?”.
Nie ma leżenia przed telewizorem a w zlewie w magiczny sposób wszystko
znika. (Wróżka mama, tak niedoceniana).
Teraz jest
pobudka pół godziny wcześniej niż zwykle bo o tyle wydłużyłam sobie dojazd do
pracy. Jest myślenie przez pół dnia co jest w lodówce i co zrobić na obiad.
Wracam i u progu jest pytanie, tym razem do mnie „co na obiad?” a ja zrzucam
szybko trampki i lecę do kuchni co by Puzzel mi nie padł z głodu.
Zwykle gdy
ja coś pichcę to on zajmuje się wykończeniówką tzn. malowanie, dokręcanie listew
przypodłogowych i takie tam.
Kończymy obiadokolację
a mój pedantyzm (do granic możliwości) wdaje się we znaki i zaczyna się wielkie
sprzątanie. Spokój jest ok. 22. Nie wiem w sumie po co myję codziennie podłogi
skoro od rana do wieczora nikt po nich nie chodzi no ale tak mam i męczę się z
tym co dzień tak samo. Wiem… skończy się to gdy będą dzieci. Myślę że któregoś
dnia ktoś mnie znajdzie wycieńczoną na podłodze ze ścierą w ręce.
Jesteśmy
parą od 7 lat a nigdy nie mieszkaliśmy ze sobą dłużej jak tydzień. Nigdy nie
miałam na głowie domu i kucharzenia. Teraz dopiero widzę jak logistyczne jest
to przedsięwzięcie.
Obawiałam
się że od początku nie będziemy się z Puzzlem zgadzali bo przecież ile to
trzeba wysiłku żeby wstawić kubek do zmywarki czy wytrzeć blat z okruchów. Nie
robi tego, nigdy nie robił.
Za to robi wiele innych rzeczy których momentami nie dostrzegam i
wyżywam się na nim że mi nie pomaga, później dopiero widząc że domalował to
czego ja nie pomalowałam i czuję się jak idiotka zapatrzona tylko w swoje „ja”.
Ustawiłam
sobie wysoko poprzeczkę. Bez ściem i szybkich obiadków typu „pomysł na”. Jemy np. spaghetti
z sosem naturalnym który sama robię z pomidorów, mielę mięso i długo duszę.
Jest też placek po węgiersku (chyba najbardziej pracochłonny obiad jaki w życiu
zrobiłam). Muszę jednak pogodzić się z zupami żeby zyskać czas i nie stać się
więźniem we własnym domu.
Czego mi
brakuje do szczęścia … nie spodziewałam się tego że będzie mi trudno żyć bez
telewizji i Internetu. Pakiet w telefonie nieco ratuje ten kryzys medialny :-)
Totalny must
have na ten moment to lustro (malowanie
się w odbiciu piekarnika naprawdę nie jest łatwą sprawą:-)) i szyba która powstrzyma wodę
podczas kąpieli by nie zalewała mi całej łazienki z kuchnią włącznie (umyte niedokładnie
spłukane włosy dalej wyglądają jak nieumyte)
Post czekał ponad tydzień na opublikowanie. Właśnie teraz kiedy kradnę mamie internet faceci robią to czego mi najbardziej brakuje :-) - lustro i kabinę prysznicową.
Post czekał ponad tydzień na opublikowanie. Właśnie teraz kiedy kradnę mamie internet faceci robią to czego mi najbardziej brakuje :-) - lustro i kabinę prysznicową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz