29 sie 2015

Czego więcej do szczęścia potrzeba…?

  Mawiają że szczęście nie jest nigdy czymś danym. Wypływa z aktywności ludzkiej. Najczęściej utożsamia się je z wykonywaną z własnego wyboru pracą, miłością, spokojem wewnętrznym oraz radością.


  Trzy lata ciężko pracowaliśmy na to co mamy teraz, czyli święty spokój. Jeśli można to tak nazwać :-)  „dorosłe” życie połączone z kończeniem remontu boli. 
Już nie ma powrotu do domu krzycząc u progu „ mamo co jest na obiad?”.
Nie ma leżenia przed telewizorem a w zlewie w magiczny sposób wszystko znika. (Wróżka mama, tak niedoceniana).

Teraz jest pobudka pół godziny wcześniej niż zwykle bo o tyle wydłużyłam sobie dojazd do pracy. Jest myślenie przez pół dnia co jest w lodówce i co zrobić na obiad. Wracam i u progu jest pytanie, tym razem do mnie „co na obiad?” a ja zrzucam szybko trampki i lecę do kuchni co by Puzzel mi nie padł z głodu. 

Zwykle gdy ja coś pichcę to on zajmuje się wykończeniówką tzn. malowanie, dokręcanie listew przypodłogowych i takie tam.

Kończymy obiadokolację a mój pedantyzm (do granic możliwości) wdaje się we znaki i zaczyna się wielkie sprzątanie. Spokój jest ok. 22. Nie wiem w sumie po co myję codziennie podłogi skoro od rana do wieczora nikt po nich nie chodzi no ale tak mam i męczę się z tym co dzień tak samo. Wiem… skończy się to gdy będą dzieci. Myślę że któregoś dnia ktoś mnie znajdzie wycieńczoną na podłodze ze ścierą w ręce.

Jesteśmy parą od 7 lat a nigdy nie mieszkaliśmy ze sobą dłużej jak tydzień. Nigdy nie miałam na głowie domu i kucharzenia. Teraz dopiero widzę jak logistyczne jest to przedsięwzięcie.

Obawiałam się że od początku nie będziemy się z Puzzlem zgadzali bo przecież ile to trzeba wysiłku żeby wstawić kubek do zmywarki czy wytrzeć blat z okruchów. Nie robi tego, nigdy nie robił.
Za to robi wiele innych rzeczy których momentami nie dostrzegam i wyżywam się na nim że mi nie pomaga, później dopiero widząc że domalował to czego ja nie pomalowałam i czuję się jak idiotka zapatrzona tylko w swoje „ja”.

Ustawiłam sobie wysoko poprzeczkę. Bez ściem i szybkich obiadków typu „pomysł na”. Jemy np. spaghetti z sosem naturalnym który sama robię z pomidorów, mielę mięso i długo duszę. Jest też placek po węgiersku (chyba najbardziej pracochłonny obiad jaki w życiu zrobiłam). Muszę jednak pogodzić się z zupami żeby zyskać czas i nie stać się więźniem we własnym domu.

Czego mi brakuje do szczęścia … nie spodziewałam się tego że będzie mi trudno żyć bez telewizji i Internetu. Pakiet w telefonie nieco ratuje ten kryzys medialny :-)

Totalny must have na ten moment  to lustro (malowanie się w odbiciu piekarnika naprawdę nie jest łatwą sprawą:-)) i szyba która powstrzyma wodę podczas kąpieli by nie zalewała mi całej łazienki z kuchnią włącznie (umyte niedokładnie spłukane włosy dalej wyglądają jak nieumyte)
Post czekał ponad tydzień na opublikowanie. Właśnie teraz kiedy kradnę mamie internet faceci robią to czego mi najbardziej brakuje :-) - lustro i kabinę prysznicową.


8 sie 2015

bedroom Part One

I pomyśleć że jeszcze niedawno nie było tam podłogi ... 
Zmuszona do wywiezienia kilku kartonów z gratami z domu rodzinnego na plac budowy postanowiłam że lekko zaaranżuję to pomieszczenie. Co prawda będę jeszcze malowała i nie ma wielu rzeczy np listw przypodłogowych dlatego posta nazwałam Part One.
Kiedy już łóżko będzie zawalone poduszkami i wszystko zagracę wtedy dopiero zrobi się przytulnie :-) 





Kopiowanie i wykorzystywanie zdjęć oraz treści bez mojej zgody jest naruszeniem praw autorskich i podlega odpowiedzialności zgodnie z postanowieniami ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.